SPOKOJNA

Czarny Fiat 508 wynurzył się z rozgrzanej do białości lipcowym słońcem ulicy Ewangelickiej i skręcił w prawo, u stop zgrabnego dwupiętrowego gmachu. Auto zatrzymało się nieopodal, z piskiem opon, w cieniu rozłożystych kasztanów, jakby chcąc skryć się przed ostrym słońcem południa i tępym wzrokiem strażnika, stojącego u szczytu schodów. Biało ubrana kobieca postać wysiadła z wnętrza samochodu i osłaniając się białą parasolką ruszyła w kierunku wejścia do budynku.

-Halt!

-Ja do o pana hauptobersturmbahmfuhrera. Marianna Kwiatkowska Oto przepustka- rzekła pewnie płynną niemczyzną, wyciągając z atłasowej torebki kartkę w kolorze sepii. Wzrok spod metalowego hełmu leniwie przebiegał tekst linijka po linijce by dotarłszy do dołu kartki nagle się wyostrzyć. Skórzane obcasy stuknęły, prawa dłoń powędrowała do metalowej skroni, drzwi stanęły otworem

Wewnątrz budynku panował gesty mrok. Zanim oślepione słonecznym światłem oczy zdążyły się doń przyzwyczaić-w uszach wchodzącej zaświdrował piskliwy żeński głos:

-Parasolki surowo wzbronione! – tleniona blondynka w czarnym mundurze stała za wysokim kontuarem. Zaskoczona, posłusznie podała parasolkę.

-Kapelusz! – szczupłe dłonie gniotły miękkie rondo.

-Żakiet!

-Jaka niegrzeczna szatniarka!

Ledwie zdążyła zdjąć cienką marynarkę padł kolejny rozkaz:

– Torebka! – Na wyślizgany blat wysypały się szeleszczące banknoty, szminka, tusz do powiek i lusterko w srebrnej oprawie.

-Ładne! – czarno umundurowana poprawiała włosy, przyglądając się swemu odbiciu.

-Proszę wziąć- szepnęła kobieta

-Ooo, naprawdę? Chyba nie mogę…- odparła, chowając w zamyśleniu do kieszeni munduru srebrne cacuszko, podczas gdy palce machinalnie przeliczały plik miodowych banknotów. Postanowiła przejąć inicjatywę, wskazała na rozłożona kartkę w kolorze sepii i rzekła stanowczo:

-Nazywam się Marianna Kwiatkowska. Proszę natychmiast zaprowadzić mnie do pana hauptober…

-Wiemy doskonale, kim pani jest frau Kwiatkowska. Pan hauptobersturmbahmfuhrer nie ma czasu dla jakichś polskich bandytów. Przyjmie panią pan untersturmbahmfuhrer-rzekła, wskazując ruchem podbródka masywne drzwi w głębi holu. Biała postać odwróciła się w ich kierunku, lecz zanim zdążyła zrobić pierwszy krok za plecami rozległo się głośne:

-Halt! – a po chwili poczuła jak kobiece palce dotykają jej ramion, błądzą pod pachami i wzdłuż tułowia.

-Dobrze, że nie mam łaskotek -pomyślała, zagryzając lekko wargi.-Jakie zwinne palce! Ciekawe, kim była przedtem. Praczką? Szwaczką? Krawcową? Tak, krawcową. Byłaby moją ulubioną modystką…”Ach, moja Helgo, proszę tu lekko zwęzić!-Naturlich, frau Marianno. Tylko proszę bardziej dbać o siebie, chudnie pani w oczach!

Tymczasem natarczywe dłonie przesuwały się wzdłuż tułowia po brzuchu i udach.

Dobrze, że jest ciemno-pomyślała, czując, jak policzki oblewa gwałtowny pąs. –A może w tamtym życiu bylibyśmy najlepszymi przyjaciółkami? „Ach droga Helgo, czy mogłabyś posmarować mi plecy olejkiem? Poldy jest taki niedbały, boję się opalić w łatki, niczym pantera! -Ci mężczyźni! Mój Hans też ma grabowe ręce. Oczywiście droga Marion. -Dziękuję, jesteś kochana. Ooo, jak dobrze! Piękne te nasze Zoppoty, nieprawdaż? -Owszem, ładne, ale wolę Sylt. Koniecznie musimy tam pojechać we czwórkę, jak tylko skończy się brunatna zaraza

-Gotowe! – piskliwy głos przerwał strumień myśli, wszędobylskie palce zakończyły swą wędrówkę na kostkach i obutych w zgrabne pantofelki stopach.

-Ma pani dziesięć minut, no, może -omiotła wzrokiem jej szczupłą postać od stop do głów z dziwnym uśmieszkiem na mysiej twarzy-kwadrans…

-Wystarczy w zupełności dziesięć minut-odparła, kierując się ku drzwiom.

-Kwadrans-rzuciła blondynka podając żakiet i torebkę.

Wnętrze gabinetu tonęło w półmroku i papierosowym dymie, jednak nawykłe do ciemności oczy bez trudu spostrzegły masywny drewniany stół, wianuszek solidnych krzeseł, purpurową flagę i portret fuhrera na ścianie. Siedział dokładnie poniżej oleodruku, u szczytu stołu, umundurowany, około trzydziestoletni mężczyzna. Czarne, kręcone, zupełnie niearyjskiej włosy spływały na spocone czoło.

Całkiem przystojny-pomyślała zawstydzona tą natrętną myślą, która poprzedzała kolejną, jeszcze bardziej przerażającą-i zupełnie podobny do niego.

Wstał na jej widok, stuknął obcasami, podszedł, pocałował w dłoń. Musiała przyznać się w duchu do kolejnej wstydliwej emocji- pomimo grozy miejsca i sytuacji, odkąd weszła na granitowe schody budynku czuła się bezpiecznie. Tak. Widok mundurów od dzieciństwa napełniał ją radością i spokojem. Pierwsze wspomnienie to kawalkada ułanów, przepływająca ulicą poniżej balkonu rodzinnej kamiennicy i salutujący z grzbietu kasztanki ojciec Zapach choinki, przemieszany z wonią wypastowanej podłogi kantyny, setki lśniących oficerek, dźwięki kolędy śpiewanej przez setkę męskich gardeł. Pewna majówka w Sulejówku, dotyk kłujących wąsów starszego umundurowanego mężczyzny na jej trzyletnim policzku. Sylwetki przystojnych ragazzi w czarnych koszulach, gnących się w ukłonach przed nad wiek dojrzałą piętnastolatką w przyjemnie chłodnych marmurowych pałacach Wiecznego Miasta…

-Kawy, koniaku, wody? – spytał całkiem poprawną polszczyzną

Odmawia, proponuje przejście na niemiecki. Przystaje z ulgą.

-Rodzice nie tylko obdarowali szanowną panią urodą i wdziękiem, lecz także zadbali o wykształcenie.

-Tatuś. Od urodzenia jestem półsierotą, obecnie sierota zupełną.

-Przykro mi. Mówiono mi o pani ojcu. Dzielny człowiek, choć, cóż-to przez upór takich jak on mamy teraz to wszystko-zatoczył dłonią krąg w stronę okna. Pomimo zaciągniętych masywnych zasłon dał się słyszeć z. zewnątrz głuchy huk odległych wystrzałów.

-Gdyby wtedy w trzydziestym dziewiątym przyjęli wyciągniętą dłoń fuhrera- wyciągnął ramię w kierunku portretu-to pani ojciec zapewne by żył i defilował wraz z niezwyciężonym Wehrmachtem po Placu Czerwonym a nie…

-Nie znam się na polityce, herr sturmbahmfuhrer-

„Gdy jesteś zbyt słaby by się bronić to atakuj!” Kto to powiedział? Nie mogła sobie przypomnieć, lecz postanowiła zastosować się do tej anonimowej rady.

– …i nie chciałabym zajmować pańskiego cennego czasu. Przyszłam wyjaśnić pewną pomyłkę. Mój małżonek, magister inżynier Leopold Kwiatkowski został wczoraj aresztowany pod absurdalnymi zarzutami To jakieś nieporozumienie. Mąż mój jest zwykłym przedsiębiorcą, spokojnym człowiekiem lojalnym obywatelem Rzeszy. Proszę: – podsunęła kartkę. Mężczyzna szybko przebiegł wzrokiem po linijkach, zatrzymując się na ostatniej.

-Doprawdy, z samego Krakau? Nie trzeba było fatygować generalnego gubernatora, zaraz wyjaśnimy tę pomyłkę, jak to się mówi-między nami, sąsiadami.