NEW YORK’S EVE

 

NYC; December 31 st. 1999

Rudolph April z upodobaniem znikał. Wewnętrznie. Na przykład nad ostatnim dołkiem pola golfowego. Albo między jednym a drugim kęsem steka well done, jedzonego w ulubionej manhattańskiej restauracji. Nieruchomiał, oczy stawał się puste, spojrzenie nieobecne. Owe niespodziewane i spontaniczne zniknięcia trwały tak krótko, że pozostawały niezauważalne dla otoczenia. Gdyby jednak któryś z towarzyszy gry lub współbiesiadników okazał się na tyle bystrym obserwatorem, by zapytać:

-O czym myślisz, Ruddy? -otrzymałby jednakową, zgodną z prawdą odpowiedź:

-O niczym. Liczę.

Kiedyś zniknął realnie i nieodwracalnie, w w pewien czerwcowy wieczór 1967 roku w Hajfie, gdy jeszcze jako Rudolf Avril-świeżo upieczony, siedmiodniowy bohater wojenny, w lotniczej kurtce i wojskowym plecaku na ramieniu, wsiadł na pokład transatlantyku odpływającego w ślad za znikającym słońcem i zniknął z grona obywateli Państwa Izrael. Za cichą zgodą swych przełożonych, ku szczeremu smutkowi mieszkańców pewnego pustynnego kibucu. Dzisiejsze zniknięcie, równie nieoczekiwane jak dotychczasowe wywołało:

  • osłupienie akcjonariuszy April Inc., walnie zebranych w ostatni dzień roku na ostatnim piętrze April Tower;
  • konsternację wezwanych na tę okoliczność detektywów Callahana Collinsa i Johna Johnsona oraz
  • nieutuloną rozpacz wiernej sekretarki, panny Kate Smith.

-Zniknął! Po prostu. Zaraz potem, jak kurier przyniósł tę przeklętą kopertę, prezes wybiegł z sali konferencyjnej do gabinetu i zniknął.

Dziewczyna szlochała, wycierając łzy chusteczkami, usłużnie podsuwanymi przez młodszego z mundurowych. Starszy policjant patrzył przez przeszkloną ścianę na wschodzące słońce i płynącą w dole rzekę, po czy spytał:

– Jak wyglądała ta koperta?

-Zwykła, biała, A4.

-Podpisana?

-Chyba tak… Dostrzegłam trzy litery… ABC, XYZ, NE czy jakoś tak…i jeszcze jakieś cyfry, ale nie pamiętam

– Jak był ubrany pan April?-łagodnie spytał Johnson

-Jak zwykle. Biała koszula, czarny garnitur, czarne buty, czarny płaszcz, kapelusz…

-Czarny? – stwierdził raczej niż spytał przez ramię Collins

-Tak. Skąd pan wiedział?

-Policyjna intuicja-odwrócił się, skinąwszy głową w kierunku dziewczyny, włożył w usta papierosa i poszukując w kieszeniach wiecznie ginącej zapalniczki spytał:

-Czym w zasadzie zajmuje się April Inc., pani…?

– „panno” -poprawiła dziewczyna-..Smith. Kate Smith.-Handel, usługi, reklama, doradztwo, pośrednictwo-wyrecytowała po czym wykrzyknęła:

-Tu się nie pali, Sherlocku!

-Nawet fajki? -mruknął pod nosem Collins, gasząc ukradkiem w doniczce ledwo zapalonego Lucky Strike’a

-Pan prezes zabrania, ja zresztą też nie mogłabym pocałować się z popielniczką.

-Ja nie palę! – triumfalnie wykrzyknął Johnson. Collins zgasił go niczym niedopałek lodowatym spojrzeniem błękitnych oczu.

-A co pani sądzi o tym? Co się właściwie tu stało?

– To chyba oczywiste, że porwali go obcy.

-Skąd takie podejrzenie?

-Pewność. Gdy weszłam do gabinetu zastałam otwarte okno i poczułam świąd spalenizny. Dzwońcie na Cap Canaveral, niech ruszają w pościg, nie odlecieli daleko!

Obu policjantów jednocześnie złapał gwałtowny atak kaszlu. Ukryli twarze w dłoniach na dłuższa chwilę, po której Collins-wycierając załzawione oczy-spytał:

-Ostatnie pytanie i będzie pani wolna? Czy zrobi nam pani kawę? -Panna Smith popatrzyła na obu detektywów, zmarszczyła brwi, wzięła z wieszaka płaszcz i skierowała się do drzwi.

– Mam fryzjerkę o dziewiątej. Proszę zostawić klucz u concierge’a.

Johnson podbiegł do wychodzącej, nacisnął klamkę i uchylając drzwi wręczył wizytówkę

-Dziękujemy za pomoc. Oto mój numer, na wypadek, gdyby się pani coś przypomniało. A gdybyśmy chcieli panią znaleźć to, gdzie mamy szukać?

-Dziś? Na Times Square, ma się rozumieć. Wyśledzi mnie pan, , inspektorze Marlowe? -spojrzała odrobinę zalotnie i zamknęła za sobą drzwi. Odrobinę za mocno…

-Co sądzisz, John? -spytał Collins

-Fajna, choć pyskata-odparł Johnson

-.O sprawie! – brwi starszego policjanta zbliżyły się do nasady nosa.

-Aaa, o sprawie? Nie ma żadnej sprawy, szefie. Dorosły facet wychodzi wieczorem sam na spacer.

-Przez okno?

– Może zbiegł schodami przeciwpożarowymi?

-To czterdzieste czwarte piętro.

-To może wisi, zaczepiony o spodnie jak w „Hudsucker Proxy” – Johnson wychylił głowę na zewnątrz- albo miał tajne przejście do atrakcyjnej sąsiadki niczym słomiany wdowiec.

-Lubisz filmy? To patrz -Collins nacisnął guzik na pilocie i zaczął przeskakiwać po kanałach. Na pięćdziesięciocalowym ekranie kolejno migały gadające głowy a poniżej przesuwały czerwone paski:

TAJEMNICZE ZNIKNIĘCIE PREZESA RUDOLPHA APRIL.
PORWANIE CZY SAMOBÓJSTWO?
PAIKA NA GIEŁDZIE
AKCJE APRIL INC. DOŁUJĄ
POLICJA MILCZY

Wyłączył telewizor.

– Nie ma sprawy?

W pomieszczeniu zapadła cisza.