Haust mrozu orzeźwia senny mózg. Wciągam do płuc ostre powietrze i wyraźnie wyczuwam wśród zimnych igieł ciepłe nitki….. wiosny! Tymczasem palacze chciwie wciągają w płuca ciepłe kłęby dymu. „Popularne”, „Ekstramocne”, rzadko „Klubowe”. Tylko ksiądz wikary popala „Carmeny”. Wyda się za kilka dni-podczas kolędy. Wizyta duszpasterska zacznie się zaraz po Świętym Janie . Nie pójdę z tej okazji do szkoły.

W domu wszystko tak, jak Bóg przykazał – na stole biały obrus, metalowy krucyfiks, dwie nowiutkie świece w lichtarzach z białymi knotami, talerzyk z wodą święconą, kropidło, nasze zeszyty do religii i koperta z czerwonym wizerunkiem smutnego pana w monoklu i napisem PROLETARYAT. Ksiądz obtupie zaśnieżone buty na schodach i wejdzie z głośnym –

-Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus

i podczas naszego

-na wieki wieków amen

zdejmie płaszcz i stanie nad stołem. Lecz zamiast rozpocząć modły będzie w milczeniu zerkał, to na stół, to na nas, to znów na stół a po dłuższej chwili niezręcznej ciszy wykrztusi

-Może tak…zapalimy?

Gospodarz poklepie się nerwowo po kieszeniach:

-Jasne, proszę księdza, ale ja mam tylko Sporty a wiem, że ksiądz woli Carmeny…

Ksiądz zaczerwieni się aż po koloratkę i wyszepcze wskazując nieśmiało na stół:

-Panie Feliksie…. to potem, ale najpierw świeczki….

*

Jak piękne stopy tych, którzy zwiastują dobrą nowinę (Rz 10, 9-18)

Ruszamy lekko i radośnie jak Abraham z Izaakiem z kraju Moria. Mijają nas nieliczne samochody. Tarpan, skoda, fiat lub nysa.. Tylko ksiądz proboszcz ma poloneza.

Dzyń, dzyń, dzyń-

-dzwoni mi w uszach. Czy to Mikołaj, w którego już nie wierze? Nie, to sanie dziadka. Jak inni poważni gospodarze-na tę szczególna okazję wyciągnął zajtki wyścielił je słomą i zaprzągł Kasztankę. I oto nadjeżdża- w swych przedwojennych a może poniemieckich oficerkach, czapce maciejówce i palonym z fasonem, w szklanej fifce papierosem. Zatrzyma się i zaprosi do środka dwóch zbłąkanych wędrowców-Błędnego Rycerza ,zięcia Wolnego Mularza, i jego wiernego Giermka-a swego wnuka-Szkudnika. Pojedziemy po królewsku, jak Kacper, Melchior i Baltazar. Ale sanie nie nadjeżdżają. Pewnie skręciły w Drogą Paradną; aleję klonów, wytyczoną jeszcze przed wojna przez Seweryna księcia suchowolskiego, po której teraz paraduje Edward, sołtys branicki.

Człap człap

Idziemy gęsiego; duży i mały, jak Flip i Flap. Jak Leopold Bloom i Stefan Dedalus choć to nie czerwiec lecz grudzień i mszy a nie z hulanki. Ta zacznie się wieczorem

This the night!

Remiza w Świerżach jeszcze ciemna i cicha, ale szklana kula, zawieszona u sufitu już czeka na wyposzczonych Adwentem amatorów DISCO!
Nastoletni tancerze- ostatnie klasy podstawówki, zawodówka, technikum i ogólniak Przelotne ptaki-studenci przed sesją i żołnierze na świątecznych przepustkach. Oraz oldboye; trzydziestoletni starcy, czterdziestoletni weterani wiejskich zabaw, co to połamali głowy na niejednej sztachecie- przyjdą ogrzać się w cieple młodości

Touch me, touch me

Nikt nie zna angielskiego, ale każdy wie o co chodzi

I want to feel your body

Maturzystki lgną do maturzystów
Touch me, touch me now!

To jeszcze nie polonez, studniówka za miesiąc

Your heart beat next to mine
Za trzy miesiące matura. A za dziewięć studia, wojsko albo życie. Zależy….
-Od czego, baby?

-How deep is your love….
                                                     ….love
                                                                     ….love
Blisko, coraz bliżej. Dom już świta na północy, podświetlony sztucznym światłem „Delty”. WZM PZL. Filia w Branicy Suchowolskiej. Przeszklone hale świecą, trzecia zmiana pracuje pełną parą. Święto, nie święto-zimna wojna sama się nie przegra. Produkcja zbrojeniowa. Ściśle tajne. Zatrudnione pół wsi, cała wieś wtajemniczona. Zakłady zbrojeniowe mają swą przewrotną logikę. Jak ta fabryka „maszynek do mięsa”, z której robotnik, na usilne prośby żony przynosił do domu-część po części-podzespoły, z których po złożeniu powstawał karabin maszynowy. A z „Deltą” odwrotnie. Wszystkie podzespoły śmiercionośnych myśliwców czy bombowców, przemycone za bramę zakładu mają tę cudowną właściwość, że pasują jak ulał do życiodajnych siewników i sprężynówek. Do traktorów wszelkiej maści: „Usrsów”. „Fergusonów” i „Władimirców”. Polskich, ruskich, zagranicznych.

Jest koło drugiej. O szóstej brygadzista niczym anioł przejdzie się między stanowiskami, trącając głowy wsparte o tokarki i frezarki łokciem i dobrą nowiną „Pobudka! Fajrant!” Za tydzień w fabrycznej stołówce Sylwester. Gra zakładowa orkiestra, trzy ciepłe dania w cenie., alkohol we własnym zakresie. Zaproszeni pracownicy i goście spoza zakładu. O północy lokowana pani Loska i pan Suzin stukną się kieliszkami radzieckiego szampana i zapowiedzą nowy, 198…któryś tam rok. Z jednostki wojskowej na Plancie wystrzelą fajerwerki i opadną jak spadające gwizdy.

Gwiazdy tańczą przed oczami-żółte, srebrne i czarne

….Pstryk!

Światło 100 watowej żarówki oślepia wzrok. Kuchnia jest taka, jaką opuściliśmy wczoraj-stół z nieuprzątniętymi, niedojedzonymi dwunastoma daniami, pięć nakryć dla czteroosobowej rodziny, Biblia o kartkach białych jak z kory brzozowej, zielona jemioła pod sufitem. Tylko nowa kartka na ściennym kalendarzu obwieszcza wesoło czerwoną dwudziestką piątką, że już jest, że właśnie nadszedł nowy, choć krótszy od najdłuższego o osiem godzin i pięćdziesiąt trzy minuty, ale za to dłuższy od najkrótszego o całe dwie minuty, wspaniały pierwszy dzień Bożego Narodzenia. Radośniejszy od pierwszego dnia Wielkiej Nocy i prawie tak fajny jak pierwszy dzień wakacji!

W pośpiechu zrzucam buty i ubranie. Mniej niż niedbała toaleta. i padam do łóżka. Ledwiem zgasił światło oczy zamknęły mi się tak prędko, że nie zdążyłem powiedzieć sobie: „Zasypiam”.

Koniec