16+.
Wulgarny język
Alkohol.
Antysemityzm
Przemoc wobec zwierząt
Oparte na faktach.

 

 *

Brat i siostra toczą spór o spadek. Przed sądem. A sąd daleko, w mieście, o dzień drogi w tę i z nazad, piechotą, bo jakby inaczej- koń w polu potrzebny, szkoda go mitrężyć. Kolejny proces, kolejny termin, kolejny zbałamucony dzień roboczy I koszty, koszty, koszty! Mecenasi-niezbędni stronom, które ledwie potrafią przeczytać swoje nazwiska na wokandzie a gdzie tam paragrafy kodeksu cywilnego- zacierają ręce. Zdesperowany mężczyzna woła:

-Wysoki Sadzie, moje dzieci nie mają już chleba. Niech lepiej piorun strzeli w jedno i niech to się skończy!

Gwałtowna letnia burza zaskoczy wkrótce grupę żeńców na rżysku. Schronią się pod snopami świeżo zżętego, skopionego zboża. Nadaremnie. Grom śmiertelnie porazi jedną z kobiet. Siostrę.

 

*

Jej narodziny witano ze współczuciem

-Będzie miała ciężko w  życiu

Rzadziej niż bracia posyłana do szkół, szybciej kończyła nauki, by naprędce być wydana za mąż, często wbrew woli, przeważnie nie z miłości, lecz z wyrachowania, w ramach transakcji wiązanych:

– Naasza zza waszego Staśka, I za morgę łąki.

Słabsza fizycznie, nierzadko ofiara przemocy, szukała siły, którą miało zapewnić przestrzeganie przekazanych przez babki i matki nakazów i zakazów, spełnianie odwiecznych rytuałów

-Nie susz prania po zmroku

-Nie oblizuj wałka, bo będziesz miała łysego chłopa

-Kręć mak w makutrze w jedną stronę

-Zawiąż chustkę z tyłu, bo cię będą obgadywać

-Nie sprzątaj ze stołu po Pośniku

Wiejskie kobiety. Ani się obejrzały a już z dziewuch stawały się starymi babami, Po latach harówki świątek, piątek i niedziela, w polu i w obejściu, po licznych porodach O ile przeżyły ostatni z nich miały szansę zostać babkami, znającymi się na ziołach, chorobach, zamawianiu uroków, Jeśli miały silny głos-zelatorki kołek różańcowych, wyśpiewujące w majowe wieczory pod figurami litanię loretańską i żałobne pieśni na pogrzebach. Pobożne -to one pierwsze uczyły dzieci znaku krzyża i słów pacierza oraz -te piśmienne-abecadła, nosiły je na rękach na msze, a gdy podrosły prowadziły do pierwszej komunii świętej. Za ostatni grosz zamawiające msze w intencji poprawy mężów-pijaków:

-Tylko, proszę księdza, przed Matką Boską bo Pan Jezus to z chłopem będzie trzymał!

Ckliwe, załamujące ręce nad zmoczoną przez majowy deszcz pierzyną, rozpaczające nad wyjedzoną przez gołębie soczewicą, Czasem bezlitosne i mściwe, potrafiące zlać dziecko na sino, obrobić dupę sąsiadce, uciąć łeb kogutowi, utopić jeszcze ślepe szczenięta lub szkudnego kota, własnoręcznie lub rękami chłopa

Słabsze, głupsze, pomijane lub okradane przy działach spadku, jednak to one przeżywały o dekadę-dwie swoich chłopów, to one zamawiały za wdowi grosz gregorianki o spokój ich dusz, to one nosiły na groby mężów, ojców, czasem synów bukiety własnoręcznie wychodowanych pelargonii. Koniecznie do pary.

*

Umierał o dekadę-dwie przed swoją kobitą. „Na środek”, „na głowę „albo „na suchoty”. Z przepicia i przepalenia, bo co to za chłop, co nie pije, nie pali, nie klnie? Jak u ludzi baba! Z zaharowania na śmierć, bo losem chłopa robota, od świtu do zmroku, świątek, piątek i niedziela, od małego do grobowej deski, dlatego wiecznie wnerwiony i przeklinający na czym świat stoi swój los, odziedziczony po ojcu niczym zagon ziemi z budynkami i lewentarzem a który na koniec zostawiał w spadku synowi a sam. z ulgą kładł się na wieczne odpoczywanie w prostokątny ziemny dołek. Lub wymurowany za życia grobowiec, którego posiadanie świadczyło o zapobiegliwości i bogactwie, było przedmiotem dumy a czasem i zgryzoty

-A ja mam wodę w grobowcu! -żali się klient do pomnikarza

-To może jeszcze sobie światło załóżcie?

Chłop się nie stroił, chyba, że na wesele lub pogrzeb-cudzy lub własny. Miał Ubranie Buty, Czapkę Nie był wybredny. Jadł, co mu naszykowała. Rosół, gdy był chory-on lub kogut. Z chłopem nie było żartów, zwykle nosił poważne imię; „Władysław”, „Stanisław”, „Antoni”, nawet jeśli w formie pieszczotliwego zdrobnienia: „Lutek”, „Mundzio”, „Jasio” czy zastępowane odziedziczonym po ojcu, dziadku, wuju, utworzonym od jakiejś zapomnianej historii przezwiskiem, „Naćka’, „Kalkulant”, „Mysiarz”, „Cenio z pólka”, „Car”, „Wajs”. wywiedzionym z cechy fizycznej lub podobieństwa do jakiejś postaci historycznej, na przykład wodza Rewolucji Październikowej. Co bywało źródłem niewybrednych żartów, wypowiadanych przez podpitego, upośledzonego sąsiada:

-Pani Kowalska, pani taka niebrzydka kobita i z domu niebiedna. Czemu pani wyszła za mąż za takiego brzydala Lenina?!

Chłopu było wolno więcej. Miał prawo wyjść z domu bez słowa by wrócić wieczorem lub za tydzień i zamiast tłumaczeń warknąć:

-Papierosy mi kupiłaś?

Miał prawo wsiąść na wóz, a na nieśmiałe pytanie

-Kiedy wrócisz, Wacek? –

odmruknąć

-Jeszczem nie wyjechał, Maryś. Wio!

Miał prawo wylosować czerwony bilet, pójść na dwadzieścia lat w sołdaty, wrócić pieszo z Kaukazu i nie zostać poznanym przez dorosłego syna. Miał prawo schować się w stóg siana lub sąsiek zboża przed dźgającymi długimi bagnetami Austryjakami. Nie miał prawa, żalić się, nie miał prawa zmarznąć w lesie z siekierą, gdy zamarzały smarki w nosie, płuca przeszywały igiełki mrozu a tępe zimno wpełzało w dłonie i stopy, pomimo wełnianych rękawic, skarpet i gumofilców na nogach. Musiał być zapobiegliwy-szykował sanie w lecie a wóz w zimie. Znał się na wszystkim i zawsze miał przy sobie jakieś narzędzie. Co najmniej jedno.

Pożycz piłę, Feluś-mówi cieśla do murarza-I siekierę. I jeszcze młotek…

Stachu, to z czym ty do roboty przyszedłeś? Z chujem?

Częściej od swych sióstr posyłany do szkół, gdzie wyuczywszy się miał szansę odmienić swój chłopski los, zdobyć zawód lub nawet zostać panem -drobnym kupcem, urzędnikiem, nauczycielem, lekarzem, księdzem. Jego przyjście do chałupy w dzień Wigilii poczytywano za dobrą wróżbę na cały rok a narodziny witano z radością choć też z pewną obawą:

Będzie wojna!