To przesądzone: nie pojadę do Iranu. Ani w najbliższej, ani w dalszej przyszłości, może nigdy. Od czasu, gdy pozwoliłem wbić w swego paszport pieczątkę z izraelską wizą -wjazd do Islamskiej Republiki Iranu jest utrudniony lub niemożliwy.
Z naciskiem na „niemożliwy”, zwłaszcza po tegorocznych atakach rakietowych na terytorium Izraela, jakie miały miejsce w nocy z 13 na 14 kwietnia i późniejszym o kilka dni kontrataku na bazę lotnicza w pobliżu miasta Isfahan. Nawet jeśli owe wymiany ciosów nie doprowadziły do dalszej eskalacji konfliktu na Bliskim Wschodzie i chwilowo ustały a ich skutkiem były tylko niewielkie zniszczenia obiektów militarnych i -jeśli wierzyć oficjalnym informacjom oraz jakkolwiek makabrycznie to zabrzmi- „tylko” jedna ofiara. Siedmioletnie dziecko …
Dawno minęły czasy, gdy znad Wyżyny Irańskiej zmierzała po niebie na zachód nie ławica trzystu śmiercionośnych dronów i rakiet (które-jeśli wierzyć oficjalnym komunikatom-zostały strącone w 99%) lecz gwiazda, prowadząca Mędrców, do nowo narodzonego Króla Żydowskiego (Mt 2.1-12)! A przecież relacje tych dwu bliskowschodnich nacji zaczęły się tak dobrze: dynamiczne wejście dynastii Achmenidów na arenę światowej polityki oznaczało dla narodu żydowskiego koniec siedemdziesięcioletniej niewoli babilońskiej-
„(…) pobudził Pan ducha Cyrusa, króla perskiego, w pierwszym roku [jego panowania], tak iż obwieścił on, również na piśmie, w całym państwie swoim, co następuje: „Tak mówi Cyrus, król perski: Wszystkie państwa ziemi dał mi Pan, Bóg niebios. I On mi rozkazał zbudować Mu dom w Jerozolimie w Judzie. Jeśli z całego ludu Jego jest między wami jeszcze ktoś, to niech Bóg jego będzie z nim; a niech idzie do Jerozolimy w Judzie i niech zbuduje dom Pana, Boga izraelskiego – ten to Bóg, który jest w Jerozolimie.”
(Ezd 1.1-4)
-możliwość powrotu do ojczyzny, odbudowy świątyni oraz okres względnego spokoju w ramach wielonarodowego, perskiego imperium.
Sześcioramienny stempel w paszporcie, przystawiony na przejściu granicznym Ovda Airport przyjąłem świadomie i dobrowolnie. Wprawdzie część turystów uciekła się do fortelu, podkładając do wbicia wizy białą, luźną kartkę, przy milczącej aprobacie umundurowanych urzędników. Rozumiem to i szanuję, Jako dziecko Jesieni Ludów 1989 widzące upadającą Żelazną Kurtynę i Mur Berliński a następnie świadek i beneficjent wejścia Polski do strefy Schengen wierzę w świat, w którym każdy człowiek ma wolność nieskrępowanego przemieszczania się. Szanuję i rozumiem fakt, że część turystów (w tym moi najbliżsi) przedkładała możliwość swobodnego podróżowania nad wzajemne animozje pomiędzy dwoma krajami, z których jeden właśnie odwiedzali a do drugiego w przyszłości chcieliby się wybrać (lub nie). Nawet ignorując fakt, że ten drugi zamierza wymazać ten pierwszy z mapy świata. Z drugiej jednak strony to była herbertowska sprawa smaku. Cała ta ciuciubabka karteczkowo-pieczątkowa, ta chęć zachowania paszportu, nieskażonego „semicką” pieczątką, przed ewentualną podróżą do kraju Ariów…