(huk)

strzelają głupcy jakby nie wiedzieli że nowy wiek za dopiero za rok walą jak wtedy z katiusz w lipcu czterdziestego czwartego Sowieci Bug już sforsowali wracałem na fałszywej przepustce z akcji Racławickimi noc święta godzina policyjna patrzę a wzdłuż Saskiego idzie jakaś biała postać zwalniam przyglądam się a to ona Marianna zawsze była egzaltowana już raz przed samą wojną wybrała się w nocy na spacer z Wieniawy na Kalinę z jakąś książczyną pod pachą rozumiesz sama po nocy na Kalinę nie to żebym miał coś do Kaliny Bronowic Dziesiątej znam tam paru fajnych gości co to ich wykopali z lepszych dzielnic

(śmiech)

wszędzie mogę w nocy o północy ale nie ona dziewczyna policja wtedy ją zgarnęła ojciec doktora wezwał żeby nie robić skandalu że to niby przesilenie nerwowe nad morze wysłać kazał tam go zapoznała płuca leczył korespondowali oświadczył się telegraficznie a teraz patrzę ona noc święta godzina policyjna zaraz jakiś patrol się przypałęta zatrzymuję auto drzwi otwieram wsiadaj mówię Poldy aresztowany szlocha ten jeden raz widziałem ją płaczącą przyszli po cywilnemu zadzwonili dwa razy zabrali go wsypa myślę ktoś pękł na Zamku na Pawiaku albo jakaś świnia napisała donos do gestapo zaparkowałem na Długosza pod taka ruderą co to w chowanego się bawiliśmy za dzieciaków wszystko zabrali mówi prawie wszystko i wyciąga zza dekoltu ten jego kajecik podaje wklęsły od jej piersi ciepły od jej ciała wilgotny od potu chowam za podsufitkę oparła mi głowę ramieniu pogładziłem po włosach objąłem ją za długo za mocno policzki miała słone od łez to moja wina nie opierała się sama pociągnęła mnie za rękę złapałem Stena i płaszcz tego Szwaba co tom go rano trzasnął porządna wełna mała dziurka na plecach matka zaszyje znaliśmy oboje tę ruderę rzuciłem płaszcz na ziemię tylko my dwoje i księżyc obudziłem się sam z głową jak na wielkim kacu świnio jedna jak mogłeś Poldek tam gdzieś w celi na torturach albo pod ścianą jak brat mi był a ona jak siostra słyszę na zewnątrz kroki wyciągam gnata patrzę kurwa w magazynku ostatnia kula chłodna lufa do skroni żywego mnie nie wezmą naciskam cyngiel puk drzwi się otwierają słońce staje ona Marianna cała na biało w jedwabiach perłach koronkach chowam spluwę a ona ani słowa o wczorajszym na Spokojną każe się wieźć rozumiesz na Spokojną jak lwu w paszczę ja pójdę mówię ale nie chce słyszeć oficerska córka uparta zawsze stawiała na swoim wsiadamy do Fiata wyciągam jakieś funty i fałszywą przepustkę z podsufitki podjeżdżamy kwadrans jej nie było wtedy w aucie wyłem jak bóbr w życiu się tak nie bałem ani wcześniej ani potem ani na Zamku ani na Rakowieckiej myślałem że nie już jej nie zobaczę wróciła ale nic nie wskórała

(huk)

znów strzelają Ruscy weszli wieczorem wypuścili wszystkich z Majdanka z Zamku tylko o Poldku ani widu ani słychu pytaliśmy węszyliśmy tu i tam ona wychudła prawie nie jadła w końcu na Cichą kazała się zawieźć rozumiesz na Cichą jak lwu w paszczę mdliło ją całą drogę choć to blisko czekam kwadrans nie wróciła za to dwóch sołdatów do auta podchodzi stoj ja gazu i długa bydlęta źle strzelali zamiast w opony po masce walili kula przebiła tylną szybę wyszła przednią uciekłem auto u znajomego zakrystiana zostawiłem wtedy jeszcze kościoła się nie czepiali a sam chłopaków skrzyknąłem i na Warszawę piętnasty sierpnia był Bór Komorowski rozkaz przez radio wydał żeby do powstania iść daleko nie uszliśmy NKWD pod Końskowolą nas zwinęło oficerów na Zamek a nas prostych żołnierzy na Majdanek rozumiesz na Majdanek baraki druty jedzenie gorsze niż dla psa jakbym w Boga nie wierzył tobym się powiesił bo nie tamto było najgorsze żarcie prycza druty ale to że pilnowali nas nasi takie same chłopaki jak my żeby tak Polak Polaka ale żyć chciałem dla niej do Berlinga się zgłosiłem na ochotnika niby pod fałszywym nazwiskiem a bo to mało Janów Kowalskich do Rembertowa nas wywieźli Warszawa dogorywała głodowaliśmy grochówka z robakami tylko jak na Pragę do Wedla nas zakwaterowali tośmy odżyli ruszyliśmy w styczniu Wał Pomorski Łużyce Praga do Amerykanów mogłem wtedy pójść ale wróciłem do niej wróciłem ale mieszkanie puste ani jej ani majora ani Poldka na dół do matki idę sama ani ojciec z Majdanka nie wrócił ani bracia z Rajchu z robót co z nią. Co z Marysią jedz synu rosołu mi nalała potem ci opowiem jedz schabowego nie tknąłem walenie w drzwi mundurowi we czterech przyszli zwinęli mnie Cicha Zamek Warszawa Rakowiecka bicie wrzaski bicie dzień z nocą się mieszał albo po ciemku albo dwadzieścia cztery na dobę przy zapalonym świetle po kostki w wodzie szczury albo izolatka albo dwudziestu w jednej celi bicie krzyki bicie w sumie to tylko o jedno pytali o jego o Poldka kto skąd z kim kiedy nie pękłem nie zwariowałem trzy razy się go wyparłem jak święty Piotr Pana Jezusa na koniec dziesięć lat mi dali za kierowanie zorganizowaną grupą o charakterze terrorystycznym odsiedziałem co do dnia wyszedłem w październiku pięćdziesiątego szóstego bez ich zasranej amnestii bandyckiej łaski wracam do domu mieszkanie puste matka zmarła ze zgryzoty za to na górze kroki miauczenie świergolenie maszyna do pisania stuka i głos jej głos rozumiesz radio gra od razu wiedziałem Poldka nie ma nie lubił muzyki radia włączyć nie dawał Marianna wróciła biegnę pędzę po trzy schody naraz stukam pukam wołam szarpię klamkę nie otwiera nikogo nie wpuszczała tylko taką szczelinę w drzwiach trzymała dla kota czarny pchlarz jeden wchodził i wychodził kiedy chciał a mnie jak psa nikogo tylko listonoszkę i te dziewczyny co na korepetycje przychodziły i sama wychodziła co rano wracała wieczorami śledziłem na uczelnię chodziła na KUL bo gdzieby indziej przyjęli z takim pochodzeniem czekałem na klatce nie raz nie dwa ale jakby mnie nie poznawała nie chciała znać zmieniła się wychudła jeszcze bardziej zbladła oczy zapadnięte i jakieś takie puste zawsze na czarno skromnie żyła rzecz i wyprzedawała tylko ten biały serwis po rodzicach został i kryształowa cukiernica z okupacji w mieszkaniu gołe ściany za to książki wszędzie nawet w szafkach kuchennych często przychodziła bo a to książka przyszła a to list z czerwonego Krzyża z Ameryki z Palestyny Szwajcarii Bóg wie skąd i jeszcze kartki sama do siebie pisała z Poczty Głównej nadane niby od jakiejś Emilii Kwiatkowskiej zwykłe pocztowe kochana Mamo do Dublina właśnie zawitała wiosna, mam nadzieję, że również niebawem zawita do Ciebie bądź zdrowa całuję twoja Milly listonoszka się wygadała no dobra przekupiłem ją ta jędza za parę nylonowych rajstop rodzoną matkę by sprzedała jaka Milly czyste wariactwo prawdę mówił ten pielęgniarz z Głuskiej bo wcześnie powęszyłem tu i tam posmarowałem gdzie trzeba trzy miesiące tam leżała nie wiedziałem co o tym myśleć na na Lipową cmentarz poszedłem świeczkę rodzicom zapalić i pani majorowej zawsze tam zachodziłem jak do drugiej matki choć nie znałem Śp Ludwika Kwiatkowska z domu Laredo żyła lat 22 zmarła 2 lutego 1922 patrzę a poniżej napis złote litery Śp mjr Bronisław Kwiatkowski poległ na polu chwały 1 września 1939 nowiutki czarny marmur już wiem czemu tak bieduje pomyślałem wszystko na nagrobek ojca ale jak spojrzałem obok sąsiedni pomnik identyczny czarny złote napisy omal trupem nie padłem śp mgr inż. Leopold Kwiatkowski ur. 29 czerwca 1914 zmarł 22 lipca 1944 zginął za Polskę 1944 r śp Marianna Kwiatkowska żyła lat zm dnia śp Rudolf Kwiatkowski ur i zm 1 kwietnia 1945 r powiększył grono aniołków omal trupem nie padłem jaki Rudolf lecę do zakrystiana pukam walę szarpię za klamkę wiem że jest świeci się ale udaje że go nie ma sam otwieram nie darmo latałem do Plawgego i Laśkiewicza zawsze miałem smykałkę do mechaniki zawsze i wytrych w kieszeni to ja Janek mówię nie poznajesz mnie razem w AK byliśmy a on nic przestraszony jakiś pytam o Poldka dziecko udaje że nie słyszy w końcu zapomnij mnie dobra mówię świętoszku jeden jeszcze pogadamy wychodzę ale miałem drania na oku nie trzeba było czekać długo tej samej nocy przyuważyłem jak stare groby rozkopuje złota szuka myślę ale nie kości piszczele czaszki wyciąga z ziemi omiata do wora i na plecy stój dziadu cmentarny wołam wyskakując zza pomnika Stena do skroni gadaj jak było albo idziemy na milicję osiem lat się należy artykuł 262 Kto ograbia zwłoki grób lub inne miejsce spoczynku zmarłego podlega karze pozbawienia wolności do lat 8 w pierdlu kodeksu się na pamięć nauczyłem ten na kolana padł tylko nie milicję wszystko powiem dobra mówię najpierw do samochodu prowadź Fiat zakitraszony w życiu by nie wywęszyli siadamy silnik odpalam chodzi jak brzytwa za miasto jedziemy Chojny Dys Elizówka Ciecierzyn mrok mżawka jesień na polach macinę palili wciągam w płuca po dziesięciu latach więziennej zgnilizny jak najlepsze perfumy stajemy fajki wyciąga paczkę całą do świtu wypaliliśmy dwa lata kiblował wszystko wyśpiewał jak na spowiedzi jak tylko ciebie zwinęli po mnie też przyszli ale ksiądz się wstawił ona na Zamek poszła ale zawiadomiliśmy Londyn na drugi dzień przyszli we dwóch jakiś skacowany generał major i ten Maurycy o cielęcych oczach co to majora adiutantem był a teraz z czerwonymi szyfrogram z Londynu pokazują tajna komisję sojuszniczą sowiecko-akowską powołaliśmy oni dwaj i ja z jeszcze jednym z naszych Poldka szukaliśmy Majdanek Zamek pod Zegarem nic żadnych śladów żadnych papierów żadnego ciała tylko Mariannę natychmiast z pocałowaniem w rękę wypuścili do domu odwieźli akuszerkę przysłali żeby się nią opiekowała i takiego jednego co ją śledził niby dla bezpieczeństwa ale tak naprawdę to wypuścili ją na wabia liczyli że jak się dowie o dziecku to Poldek wróci ale on nie albo i wrócił ale tak że nikt nie widział a nie tak jak ty gamoniu jeden my też czuwaliśmy nad nią wywieźć się nie dało ale wszystko zaplanowaliśmy Marianna też była wtajemniczona przez tę akuszerkę starą konspiratorkę jeszcze sprzed wojny tamtej wojny upozorowała wstrząs poporodowy na Staszica ją zawieźli a stamtąd na Głuską doktor fałszywe żółte papiery jej wypisał i się odczepili a dziecko pytam niby martwe się urodziło w nocy Wielką Niedzielę przed Rezurekcją akuszerka wpadła do kościółka z noworodkiem żywy zdrowy proboszcz się uparł żeby ochrzcić i metrykę wypisać do chrztu razem z nią stara socjalistką trzymałem go Rudolf mu daliśmy po dziadku i tak miał wyhaftowane na koszulce zawinąłem w koc do Fiata i na Warszawę do tego sierocińca co to wiesz w południe wróciłem ledwo samochód zdążyłem odstawić w sam raz na sumę wracam a tu zbiegowisko ksiądz nie żyje zawał serca czekali w zakrystii zwinęli mnie na Zamek gdzie dziecko gdzie dziecko pytali bicie krzyki bicie nie pękłem wcisnąłem kit że martwego w rzece utopiłem dwa lata za zbezczeszczenie zwłok dostałem artykuł 262 Kto znieważa zwłoki prochy ludzkie lub miejsce spoczynku zmarłego podlega grzywnie karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2 odsiedziałem co do dnia jak wyszedłem od razu tam pojechałem do tego sierocińca ale ani sióstr ani dzieci ani widu ani słychu a teraz daj mi spokój Janek zapomnij mnie dobra mówię tylko po cholerę ci te gnaty na Spokojną medykom sprzedaję tam teraz anatomii się uczą do podsufitki sięgam wszystko na swoim miejscu papiery kajecik Poldka banknoty wyciągam parę daję mu i mówię jak jeszcze raz się dowiem że w grobach grzebiesz to żywcem zakopię hieno cmentarna a teraz wracamy tylko dbaj o niego mówię wskazując na Fiata dbał jak on o niego dbał trochę kasy wziąłem i zaraz Mariannie pod wycieraczkę podłożyłem widziałem że znajdzie bo trzepała ją codziennie żeby ten sierściuch mięciutko miał nie wzięła na drugi dzień znalazłem pod swoją wycieraczką nie to nie co było robić odłożyłem z powrotem a sam ani pensa to nie moje tylko polskie gadać ze mną nie chciała jak powietrze patrzyła nie to nie kwaterę sobie znalazłem bo przez tego Kowalskiego to nie mogłem w rodzinnym domu zamieszkać czerwone świnie Nowaka skazali ale do chałupy nie chcieli wpuścić bo Kowalski bez łaski za te funty mogłem sobie paszport od każdego ubeka kupić na złotej tacy Batorym do Ameryki ale nie zostałem w hotelu robotniczym się zakawaterowałem ja Lubelak z dziada pradziada jak jakiś chłop co to do miasta za robotą przylazł roboty do Świdnika chciałem samoloty mnie kręciły od dzieciaka ale z takimi papierami recydywista reakcjonista do zbrojeniówki zapomnij do FSC mnie wzięli ale długo nie zagrzałem miejsca o nie myślę czerwone świnie za to wszystko co mieście zrobiły żebym was miał dorabiać takiego wała odszedłem jak zrobiłem swoje jak tylko wyniosłem wszystkie części śrubka po śrubce blacha po blasze i jak skręciłem Żuka złodziej nie jestem o nie ojciec prosty cieć matka kucharka ale swój honor mam takie odszkodowanie za te dziesięć lat na taksówce stanąłem bagażowej Eldorado tu było złote czasy Lublin się budował wieś się pchała do miasta kto ma ziemię ten na LSM-ie kto partii służy ten na Róży a ty ludu szary szoruj na Tatary Sławinek Węglinek cement pustaki drut meble się woziło wszystko za gotówkę i z pocałowaniem w rękę raz jeden gość oszklone drzwi wiózł ze Śródmieścia na Parysa kładzie na pace i siada w szoferce jedziemy gadamy fajny gość ojca nieboszczyka mi przypominał też czterech synów miał to wiem co to za krzyż pański jemu szybę piłką chłopaki wybiły a ojciec oszklić musiał kominiarzem był gadamy jedziemy palimy dojeżdżamy pod dom a tam szyba w drobny mak forsa płynęła strumieniem aż Żuczek się rozsypał jak moje małżeństwo aaa zapomniałem powiedzieć ożeniłem się to dobra dziewczyna była szanowałem ją ona mnie kochała trzy córki domek na Sławinku panią była nie pracowała w Peweksie się ubierała co roku Bałtyk Złote Piaski Enerde to moja wina do mieszkania po rodzicach ukradkiem zajeżdżałem ale tak naprawdę zobaczyć co na górze a tam bez zmian stukanie miauczenie świergot radio no i piłem nigdy mnie nie złapali żadnej stłuczki cztery detoksy trzy odwyki ostatni udany w Abramowicach leżałem tam gdzie ona wtedy a teraz ani kropli tylko fajek nie mogę rzucić wyszedłem sąd rozwód dom żonie i córkom Żuk na szrot na osobówkę się przesiadłem Poloneza kupiłem lżejsza robota i klientela inna cała menażeria świry pijacy dziwki dolarami płacili jak w lipcu osiemdziesiątego stanęło MPK to wszyscy drzwiami i oknami do auta się pchali starzy młodzi matki z dziećmi pijacy wariaci wiozłem wtedy takiego jednego na Pekaes a on mi całą drogę od łamistrajków wymyśla i śpiewa że zwycięży orzeł biały zwycięży polski lud ale to się już nie wróciło kryzys stan wojenny bida z nędzą Balcerowicz ledwo na paliwo się wyrabia i auto się sypie obaj się starzejemy bo wiesz że rozmawiam z nim jak z człowiekiem jak nikt nie słyszy i mam pusty przelot gadam z Polonezem dawaj Poldek mówię albo starczy na dziś Poldziu myślę o nim co z nim gdzie on czasem myślę że to wszystko przez niego wojnę z Gdańska nam przyniósł albo że to było ukartowane aryjskie papiery sobie załatwił tym ślubem polskie nazwisko zadekować się chciał albo podstawiony wtyka Abwehry lub Gestapo pięć lat kablował a jak przyszedł koniec zabrali go jak swego do Rzeszy albo Sowietom podarowali a może Amerykanom bombę atomową z tych karteluszek zrobił a teraz mieszka sobie gdzieś na Manhattanie albo innym Beverly Hills je steki popija wino w golfa gra i ma nas wszystkich gdzieś albo zemścił się na mnie zza grobu co ty sobie myślisz szoferaku jeden że możesz bezkarnie moją żonę dziesięć lat pierdla za jedną noc z nią warto było ale potem myślę sobie Janek jeśli raz w życiu byłeś świnią to nie znaczy że inni też są albo czasem myślę że sam mam kota przez tę ubecką katownię albo przez wódę we łbie mi się pomieszało że sobie wszystko wymyśliłem majora Poldka Mariannę że czepiam się Bogu ducha winnej obcej kobiety z piętra wyżej wtedy idę na cmentarz na ten pusty grób przykładam głowę do płyty czytam po kolei imiona nazwiska daty i jest dobrze

(pisk hamulców)