Motto:
„Nie ma to jak dobra książka!”
pomyślała koza, żując taśmę filmową.
(nieodległa przyszłość)
*
(dzwonek)
Pani
-Dzień dobry, dzieci!
Dzieci
(chórem)
-Dzień-dob-ry !!!
Pani
-Witam was na kolejnej lekcji z cyklu „Ginące zawody”. Kogo odwiedziliśmy wczoraj? Proszę, Zosiu:
Dziecko
-Dolnika!
Dzieci
(śmiech)
-Rolnika!
-Lolnika!!
-LOL!!
Pani
– Spokój! Nie „dolnika” lecz „górnika”.
Dziecko
-Kiedy on był na dole…
Pani
-Górnik wydobywał z dołu na górę węgiel, rudę, ropę i gaz a teraz z góry na dół CO2, krystaliczny polietylen, kwaśne deszcze i sprężony smog. Logiczne, prawda?
Dziecko
-Nieeeee
Pani
– Tak czy inaczej więc: ciężko być górnikiem Prawda?
Dzieci
(na wyścigi)
-Taaaak!
Pani
– Osiem godzin pod ziemią, w ciemności…
Dzieci
…bez Internetu!
Pani
(zmieszana)
-Górnik to prawdziwy bohater epoki postkarbocenu. A kto jest naszym dzisiejszym bohaterem?
Dziecko
-Pisacz!
Pani
-Pisarz! „P.i.s.a.r.z”! przez „er zet”. I duże „P”. Wielki pisarz. Odmieńcie, proszę, przez przypadki!
Dzieci
-Wielki pisarz, wielkiego pisarza, wielkiemu pisarzu…
Dziecko
Oooo! Wielki pisarz!
Dzieci
-Gdzie! Gdzie!
Dziecko
– Tam, w rogu!
Dzieci
– Ale mały!
Pani
(szeptem)
-Ciszej!
Dziecko
(szeptem)
-Proszę pani, a czy on nas słyszy?
Pani
-Jak przez szybę, Stasiu. Nasze słowa dochodzą do niego zniekształcone, w formie niezrozumiałego bełkotu. Za to wyraźnie słyszy głos.
Dziecko
-Swój głos?
Pani
-Głos w swojej głowie; mówiący mu, co pisać
Dzieci
(na wyścigi, szeptem)
A czy on nas widzi? I po co mu osiem nóg? I co on w ogóle robi, ten pisacz?
Pani
-PISARZ! I nie nóg, tylko odnóży. Wszystkie są mu niezbędne. Jednym w zamyśleniu podpiera brodę, drugim ukradkiem drapie się po głowie. Czterema pisze-z prawa do lewa lub lewa do prawa; z prądem lub pod prąd-zależy, czy jest to pisarz mainstreamowy czy awangardowy. A pozostałymi musi mocno trzymać się stołka.
Dzieci
-Stołka?
Pani
-Tak. Żeby go nikt nie wysadził. To gorący stołek i wielu czyha na jego posadę.
Dziecko
– Proszę pani, a co to jest to czarne, naokoło? To pijawki?
Pani
-Nie , to czytelnicy. Spijają z każde jego słowo z jago ust.
Dziecko
-Ale śmieszna syrenka! W okularach i piegowata!
Dziecko
-To ma być syrenka ?! Ja mam w domu syrenki, są piękne!
Dziecko
-A ja widziałem syrenkę w Warszawie. Miała prawdziwy miecz i biust a nie deszczułkę…
Pani
-Proszę, Jasiu! To pani redaktor-muza i natchnienie pisarza. A to, co trzyma nie deszczułka tylko linijka
Dzieci
-Linijka? A do czego!?
Pani
-No cóż-nawet największemu pisarzowi zdarzało się postawić spację przed przecinkiem lub napisać „óje” a wtedy pani syrenka.. przepraszam, pani redaktorka po łapkach, pardon-po odnóżach!
Dziecko
-A tamte, z zębami jak piranie to kto?
Pani
-To krytycy, Krzysiu.
Dziecko
-Krytykują go?
Pani
-Przeciwnie. Chwalą. Żywią się tym co napisze, tną na kawałki i przeżuwają.
Dziecko
-Nie boi się ich? Że go potną, przeżują i wyplują?
Pani
-Raczej tego, że go zaszufladkują . Poza tym są pożyteczne. Oczyszczają hydrosferę, odpędzają samozwańczych pisarzy, nie zostawiając na nich suchej nitki albo zabijają
Dziecko
-Zębami???
Pani
-…milczeniem. Nabierają wody w usta.
Dzieci
-Ale wielkie ryby! Jak wiele!! Wieloryby !!!
Pani
-Ooo! To grube ryby, rekiny rynku wydawniczego.
Dziecko
-Chcą go pożreć?
Pani
-Zapuszkować.
Dziecko
– Do więzienia? A za co?
Pani
-Nie, do więzienia tylko za granicę Chcą zrobić z niego towar eksportowy. I oczywiście wrzucić do sieci. Widzicie ją?
Dzieci
-Nie
Pani
-No właśnie. On też . Cienka, niewidoczna, bardzo mocna. Kto w nią wpadnie to jakby przepadł.
(Plusk)
Dziecko
-Oooo!! A co to? I co tam tak błyszczy w górze? Jakby złoty haczyk i przyczepione sześć złotych kółek?
Pani
-Aaa. rzeczywiście! Zaraz , zaraz -jaki to mamy miesiąc?
Dzieci
(chórem)
-Paź-dzier-nik!
Pani
-To znaczy, że szwedzcy wędkarze rozpoczęli sezon.
Dziecko
-Na leszcza?
Pani
-Jak co roku: polują na jakąś epicką sztukę -dla szwedzkiego kucharza.
Dziecko
-Znają się?
Pani
W zasadzie tak, ale….hmm… to starsi panowie, wzrok już nie ten, więc łowią trochę po omacku. I tak raz wyjdzie poezja a raz dramat.
Dziecko
-(szlocha)
Pani
-czemu płaczesz, Krysiu?
Dziecko
– bo mi go szkoda, tego pisarza….Pijawki, syreny, piranie, rekiny, linijką po palcach, do szuflady, do puszki, do sieci, na haczyk, do kuchni…
(szlocha)
Pani
-Nie płacz. Widzicie jaki ruch wokół haczyka? Każdy chce być złapany a jest limit- tylko jedna sztuka rocznie. Za to na powierzchni przed szczęściarzem rozwijają czerwony dywan, zapraszają na kolację do szwedzkiego króla, sadzają przy szwedzkim stole a potem dają okrągłą sumkę na zagospodarowanie…A propos-widzicie go-tego pana tam, z wąsami?
Dzieci
– Ale wielki sum!
Pani
-To księgowy. Już on wie, jak pomnożyć zero żeby dało sześć zer.
Dziecko
(ciągle szlocha)
– Jakby nie mnożyć-i tak wyjdzie zero!
Dzieci
(w płacz)
Pani
-Przestańcie szlochać.. Widzicie tę półkę za jego plecami?
Dzieci
-Tę fototapetę?
Pani
-To nie tapeta, to prawdziwy regał z najprawdziwszymi książkami.
Dzieci
– Wszystkie je przeczytał?
Pani
-Gorzej. Napisał. A potem ktoś to wydał. W tysiącach egzemplarzy!! Na papierze!!!
Dzieci
-Papierze? Prawdziwym papierze?? Z drzewa???
Pani
-Niestety, tak. Takie to były czasy-palono w piecach węglem, leczono zęby bez znieczulenia, pisano na papierze i polowano na dzikie zwierzęta. Każdy poczytny pisarz zostawiał za sobą pokaźną biblioteczkę i jeszcze większy zrąb. Setki wykarczowanych drzew. Hektary bez lasu…
Dziecko
-A co to las?
Pani
-Dużo drzew. Zresztą zobaczycie jutro. Teraz zapamiętajcie, że największymi szkodnikami ery dendrocenu byli: kornik-drukarz i pisarz. I górnik. Powtórzcie:
Dzieci
-Górnik-Kornik-Drukarz-Pisarz
Dziecko
-A sio! Idź sobie!! Wstrętny szkodnik!!!
Pani
-Daj spokój, Basiu! I tak nas nie słyszy. Zresztą jest niegroźny. Od kiedy ilość piszących przekroczyła ilość czytających, liczba wydawnictw liczbę grzybów po deszczu a stężenie dwutlenku węgla stężenie tlenu-wszystkich wielkich pisarzy poddano miniaturyzacji i-wraz ze średnimi, małymi lub nawet podejrzanymi o pisarskie ciągoty- przymusowej akwaryfikacji. I tak siedzą sobie teraz szczęśliwi w swoim bajorku. Digitalizują to co już napisali i piszą do woli nowe rzeczy. Palcem na wodzie.
Dziecko
(przerywa)
-Proszę pani! Woda się gotuje! Bulgocze i stała się mętna!
Pani
– Ooo! Mamy wielkie szczęście! To oznacza, że spłynęła wena
Dziecko
-Wędka?
Pani
-Wena, natchnienie. Ktoś właśnie tworzy arcydzieło.
Dziecko
-Proszę pani, to nie wena, to Jaś ….
Dziecko
-Skarżypyta!
Dziecko
…wsypał do akwarium oranżadkę w proszku!
Pani
-Jasiu! Nie ujdzie ci to na sucho!
Dziecko
-Proszę pani, a czy jemu to nie zaszkodzi, temu pisarzu?
Pani
– Ależ skąd! Wbrew pozorom-choć jest mięczakiem-ma grubą skórę i jest zimnokrwisty. Poza tym uwielbia lukier a bąbelki-niczym szampan-mile łechczą jego skrzela.
(dzwonek)
-Kończymy na dzisiaj. Chłopcy! Odnieście ostrożnie akwarium do pracowni biologicznej. Dzieci! Pomachajcie rybkom na do widzenia.
Dzieci
-Pa pa!
Pani
-Przypominam o jutrzejszej lekcji. Odwiedzimy na niej …zgadnijcie kogo…?
Dzieci
-Kogo? Kogo??
Pani
-”My…”
Dzieci
(nie wiedzą)
Pani
-„Myśli…”
Dziecko
-„Myśliciela!”
Pani
-Nie, Gosiu. Pana filozofa odwiedzimy pojutrze. A jutro zawitamy w gości do….myśliwego!
Dzieci
-Huraaa!!!
Pani
– To unikalny relikt epoki zoocenu. Zobaczycie też prawdziwy las. Wyruszamy o świcie. Pan myśliwy jest bardzo zajęty-przez cały dzień sadzi las a w międzyczasie karmi sarenki, poi zajączki, czesze małe liski i dziczki. Poza tym jest bardzo płochliwy. W ubiegłym tygodniu III A widziała go z bliska, nawet zapozowal do selfie. A wczoraj III B sterczała cały dzień na zimnie i nic-tylko złapali wilka. Ubierzcie się ciepło-kurteczki, sweterki, hełmy i kamizelki kuloodporne Bo choć jest rozbrojony-wystrugał sobie strzelbę z patyka a jak mówi stare myśliwskie przysłowie: „jak Pan Bóg dopuści to i z kija wypuści”. Obowiązkowe ubezpieczenie na życie i zgoda obojga rodziców
(poprawiając się )
-”obu rodziców”
(jeszcze bardziej zmieszana)
– „obu rodzicek”.
(odzyskując rezon)
Odmieńcie przez osoby rzeczownik „rodzic”!
Dzieci
-„Ten rodzic, ta rodzic, to rodzic, ci starzy”
Pani
-Dość. Do domu. Widzimy się jutro. A ty-
(do Jasia)
-ponieważ byłeś niegrzeczny zostajesz za karę na osiem godzin w pewnym ciemnym, miejscu; bez dostępu do internetu…
Jaś
-w kopalni? Huraaa!
Pani
– … gdzie nie można rozmawiać, a zresztą i tak nikt tam od lat nie zagląda. Jak nazywa się najgorsze miejsce w Hadesie?
Dziecko
-Tartar!
Pani
-Brawo, Rysiu! A najgorsze miejsce w szkole?
Dzieci
(chórem)
-Bi-blio-te-ka!
#
Kurtyna