Chyba, że posiadało się „dewizy”. Nie takie, jak na przykład „Per aspera ad astra” czy „Pecunia non olet” lecz obcą, wymienialną walutę. Najlepiej dolary.

Wtedy można było bez problemu zaopatrzyć się w sklepach Przedsiębiorstwa Eksportu Wewnętrznego. Do PEWEX-ów i sklepów Baltona władza „eksportowała” krajowe towary oraz wystawiała na sprzedaż importowane, aby-jak gąbką -osuszyć społeczeństwo z dewizowych zasobów-przywiezionych zza żelaznej kurtyny, przysłanych przez zagranicznych krewnych, zarobionych przez marynarzy, robotników sezonowych „na saksach” lub drobnych przemytników. Lub nabytych od wszechobecnych „cinkciarzy”.

Pełno ich było pod PEWEX-ami Palących Marlboro, ubranych w dżinsy i skórzane kurtki, których kieszenie wypchane były dolarami. Lub bonami. Bank Pekao emitował od lat 60-tych do roku 1979 te „nieślubne dzieci” złotówki i dolara. Istniał wówczas niepisany parytet. Pół litra wódki w PEWEX-ie kosztowało dolara.

Jakież było zdumienie cudzoziemca (a może Polaka, przybyłego ze strefy dolarowej), który chcąc się zaopatrzyć się w butelkę „Żytniej” wskazał ruchem głowy na półkę z trunkami i położył na ladzie odpowiednią (jak mu się wydawało) sumę 15 dolarów.. Gdy ujrzał przed sobą równy rząd 15 butelek osłupiały wykrztusił: „Wy nigdy nie wyjdziecie z tego kryzysu”.