Bynajmniej-nie cyfrowy, w Power Poincie, z efektownymi przejściami, animacjami i podkładem muzyki w mp3. Staroświecki pokaz poczciwych slajdów lub filmów z rolki, utrwalonych na półprzezroczystej błonie fotograficznej, oglądanych z rzutnika „Ania” na ścianie uprzednio zaciemnionego pokoju.

Okruchy sierpniowych obrazów, piksele wakacyjnych wspomnień, zapisane klisze pamięci. Cudzej lub własnej.

Slajd I

Miejscami prześwietlony, miejscami czarny; jakby nadpalony.

Pomimo tego, że dominują na nim biel i sepia można domyślać się oszałamiających kolorów przedstawianego acz już nieistniejącego miasta. Widoczni na nim młodzi ludzie-obecnie już starzy lub nieżyjący-uśmiechają się radośnie, jakby w dłoniach nie ściskali kolb Stenów i Visów lecz bukiety kwiatów i szli na herbatkę, randkę lub potańcówkę a nie pewną śmierć.

Na dole podpis:
„1 VII 1944,; W…dalej nieczytelne.
Od siedemdziesięciu sześciu lat sierpień w Polsce rozpoczyna się punktualnie o 17.

 

Slajd II

Jaśniejący

W zasadzie to cała seria slajdów, których osią jest stopniowe crescendo sierpniowego światła. Na początku ciemno, prawie noc, litościwie okrywająca brud i brzydotę dworca Warszawa-Wschodnia. Potem monotonny stukot kół pociągu, zmierzającego na północny-wschód; w kierunku rodzącego się dnia. Blask popołudnia porażający wzrok po wyjściu ze schludnego dworca Białoruskiego na spotkanie z miastem nad Newą. Oszałamiająca, nadmiarowa kumulacja piękna i symetrii. Równe pierzeje pałaców, okalających szerokie prospekty, biegnące równolegle bądź prostopadle do rzeki; sieć kanałów i starorzeczy, wtłoczonych w granitowe łożyska. Spiżowy Jeździec przed Isaakiewskim Soborem i marmurowe statuy w ogrodach Carskiego Sioła.

Choć to początek sierpnia i białe noce dawno minęły-światło jest wszechobecne. To z jego powodu gościnna rodzina Antonow z ulicy Rentgena (tata Jura, mama Nina i córka Elena) zakładają wieczorem na klatkę papużki Kesza czarny, nieprzepuszczalny dla światła pokrowiec. Bo-jak pisał rodowity leningradczyk:

To światło północne, blade i rozsiane;
oko i pamięć nabierają w nim niezwykłej bystrości.
(Josif Brodski: „Przewodnik po przemianowanym mieście; 1979)

Blade i rozsiane światło sączące się do Ermitażu zdaje się usypiać leciwe „diewuszki”, usadowione w kątach sal na straży bezcennych eksponatów. Jednak to pozory- co chwilę z ich ust dochodzi władczy rozkaz:

-Nie trogat’ kartinki!
I pełne politowania, ironiczne usprawiedliwienie dla prowincjuszy, przybyłych z dalekich rubieży (nieistniejącego już) imperium do jego (byłej) stolicy:

-Wy pierwyj raz w muzieje?

Na szczęście w sali z płótnami Rembrandta diewuszka usnęła naprawdę a alarm nie zadziałał lub go nie było. Powierzchnia obrazu przedstawiająca żonę artysty w stroju Flory okazał się być lekko chropowata a zarazem-za sprawą pokrywającego płótno werniksu-śliska.
Pamiątką z tej podróży do źródeł dnia będą albumy, widokówki i slajdy. Oraz bardzo dokładny-jak przystało na naród zdobywców kosmosu- „Astronomiczeskij kaliendar”. Gruby tom z wytłoczonymi na okładce dwiema liczbami: 1990 i LXXIII (odpowiednio-liczba lat od narodzenia Chrystusa i wybuchu Rewolucji Październikowej), zadrukowany wewnątrz datami zaćmień Słońca i Księżyca, tabelami jasności gwiazd zmiennych i współrzędnymi radiantów meteorytów.

 

Slajd III

Ciemnogranatowy

Upstrzony nieregularnie rozsianymi punkcikami różnej jasności i gdzieniegdzie poprzecinany prostymi, świetlistymi smugami. Smugi rozchodzą się koncentrycznie, jakby wystrzelone z jednego punktu spod wielkiego W, utworzonego przez pięć gwiazd na północno-wschodnim nieboskłonie. Perseidy. Łzy świętego Wawrzyńca. Ognie świętego Elma.

To dość karkołomny pomysł, aby przygodę z astronomią rozpoczynać w lecie, gdy Słońce zachodzi za północno-zachodni horyzont koło 20.00 i po kilku godzinach ukazuje się na północnym wschodzie a nawet o północy wysyła bladą poświatę zza Bieguna Północnego. Jednak magia sierpniowych nocy sprawia, że kto żyw, w połowie sierpnia z zadartą głową i obmyślonym życzeniem wypatruje „spadających gwiazd”.

„Cyprysy mówią, że to dla Julietty,
Że dla Romea — ta łza znad planety
Spada… i groby przecieka;

A ludzie mówią, i mówią uczenie,
Że to nie łzy są, ale że kamienie,
I — że nikt na nie… nie czeka!”
„ W Weronie” C.K. Norwid

Slajd IV

Błękitny (l’azzurro)

Idealne tło dla białego miasta, przycupniętego na wapiennym klifie półwyspu Gargano. Miasto (la citta)- a także miasteczko (la cittadina)- w języku włoskim jest rodzaju żeńskiego, więc-jak każda kobieta (la donna)-uwielbia pozować do zdjęć. Obiektyw ją kocha-wypada równie dobrze od strony Adriatyku, na tle szerokiej plaży, upstrzonej setkami kolorowych parasoli plażowych (l’ombrellone) jak i grzbietów zamiejskich, porośniętych gajami oliwnymi wzgórz, piętrzących się na zachodzie.

Starówka (la cittavechia) bez charakteryzacji może grać w filmach historycznych z czasów świętego Franciszka czy wypraw krzyżowych (tutejsze potężne zamczysko –il castello– wzniósł sam Fryderyk Barbarossa). Wąskie uliczki, pnące się stromo ku katedrze (il duomo) bez problemu wcieliłyby się w jerozolimską Via Dolorosa. A nowsze dzielnice z połowy XX wieku (novecento) mogłyby służyć za tło dla czarno-białych obrazów mistrzów neorealizmu -Viscontiego, Rosseliniego, De Sica. Lub filmu-biografii Domenico Modugno- pochodzącego z tych puglijskich stron piosenkarza (il cantante)

Volare oh, oh
Cantare oh, oh
Nel blu dipinto di blu
Felice di stare lassù

Slajd V

Niebiesko-zielono-żółty.

Jak niebo, wody Atlantyku i plaża w Santa Maria (wyspa Sal, Republika Zielonego Przylądka).
Lub jak flaga Brazylii, do której stąd wprawdzie ponad 4 tysiące kilometrów, podczas gdy do Warszawy kilometrów 5 tys. a do Przylądka Zielonego w Senegalu pół tysiąca. Raj dla plażowiczów. I dla palaczy. Sklepiki w mieście i na lotnisku wabią ich ofertami: 15 USD only. Dość drogo, pomimo to zadowoleni klienci noszą podłużne kartony, w biało-czarno-czerwonych kolorach i dużym „M”. Gdzie więc jest haczyk? 15 dolarów za 10 paczek.
Jest gorąco ale słońca nie widać. Choć to sierpień-na 17 stopniu szerokości geograficznej północnej świeci ono pionowo z góry. Trzeba się schronić w nadmorskim barze.

Duas caipirinhas, por favor.

Śniada kobieta z uśmiechem bierze dwie limonki, kroi je na połówki, z dwu wyciska do wysokich szklanek sok a pozostałe połówki dzieli na ćwiartki. Wsypuje dwie łyżeczki trzcinowego cukru, kruszony lód i zalewa grogiem. Ćwiartki limonki, listek mięty, słomki i gotowe

– Saúde!
– Obrigado!

Slajd VI

Czarno-biały

Maczek czcionki drukarskiej na papierze suchym jak pieprz. Kartki pozawijane na brzegach niczym kora cynamonowca. Pod ascetyczną formą kryje się jednak obłędna, pulsująca barwami, smakami i zapachami, synestetyczna, nabrzmiała od emocji i ukrytych znaczeń jak sierpniowe powietrze od upału-treść.

„W lipcu ojciec mój wyjeżdżał do wód i zostawiał mnie z matką i starszym bratem na pastwę białych od żaru i oszałamiających dni letnich.”
(Bruno Schulz „Sklepy cynamonowe. Sierpień”)

Ile znaczeń kryje się w tym pierwszym zdaniu pierwszego rozdziału lektury, odpowiedniej na „białe od żaru i oszałamiające dni letnie”! Ledwie zawoalowana krytyka egoistycznego ojca, poszukującego ochłody „u wód” Truskawca, Wiesbaden lub Karlsbad; pozostawiającego samotną matkę dwojga synów-niczym Abraham wypędzający Egipcjankę Hagar z Ismaelem -na prowincjonalnej pustyni Drohobycza.

Cała nadzieja w owocach.

Adela wracała w świetliste poranki, jak Pomona z ognia dnia rozżagwionego, wysypując z koszyka barwną urodę słońca — lśniące, pełne wody pod przejrzystą skórką czereśnie, tajemnicze, czarne wiśnie, których woń przekraczała to, co ziszczało się w smaku; morele, w których miąższu złotym był rdzeń długich popołudni (…)”
(tamże)

Sezon na wiśnie i czereśnie właśnie skończony, wspomnienia po truskawkach, porzeczkach i malinach dżemią zakonserwowane w słoikach. I zanim nastanie andegaweńska dynastia śliwek węgierek-królują owoce o złotobiałym miąższu: gruszki klapsy i śliwki renklody. A także jabłka papierówki. Dostatecznie słodkie do zjedzenia na surowo ale do smażenia-po uprzednim obraniu, posiekaniu i wykrojeniu gniazd nasiennych- wymagające odrobiny cukru i szczypty brązowej, egzotycznej przyprawy….

-Synu, odłóż tę książkę! Zobacz czy ojciec nie wraca i skocz do sklepu po cynamon, bo się skończył!

Slajd VII

Zanikajacy

Wszystko się kończy: lato, urlop, wakacje a zwłaszcza czas. Choć w szkole mamią opowieściami o nieskończonej, zakrzywionej czasoprzestrzeni, tunelach czasoprzestrzennych, podróżach w czasie i ogólnej względności wszystkiego-pod koniec sierpnia czas uparcie nie chce zwolnić biegu, zatrzymać się ani zawrócić. Dni przesypują się bezlitośnie niczym w klepsydrze kata. Początek roku szkolnego nadciąga nieuchronnie, narasta niczym szum wodospadu, przedzielającego nurt rwącej, górskiej rzeki. Na nic zda się łudzenie siebie, że to jeszcze tydzień, że trzy dni to całkiem sporo, że w ostatnim dniu też można świetnie odpocząć, jadąc-dajmy na to-do Białki.

Jeziorko jest urocze; małe niczym planeta Małego Księcia. Można je obejść w godzinę a potem -siedząc na drewnianym pomoście- obserwować, jak czerwona kula słońca zapada hen! za Parczew a jej miejsce wschodzi inna gwiazda: Melancholia.

„Pewnego dnia oglądałem zachód słońca czterdzieści trzy razy – powiedział Mały Książę, a w chwilę później dodał:

– Wiesz, gdy jest bardzo smutno, to kocha się zachody słońca.

– Więc wówczas gdy oglądałeś je czterdzieści trzy razy, byłeś aż tak bardzo smutny? – zapytałem. Ale Mały Książę nie odpowiedział.”

(Antoine de Saint-Exupery: Mały Książę)

Slajd VIII

Ciemniejący.

Jak infantylne wydają się lęki dziatwy szkolnej w porównaniu z grozą nadciagającej wojny! Od ponad osiemdziesięciu lat ostatnie dni sierpnia przywodzą na myśl wspomnienia tragedii 1939 roku. Czy była nieuchronna? I od kiedy?

Od podpisania paktu Ribbentropp-Mołotow? Układu monachijskiego? Zajęcia Czechosłowacji, Sudetów, Anschlussu Austrii?

Remilitaryzacji Nadrenii?

Dojścia Hitlera do władzy?

Układu z Rapallo? Czy od dnia podpisania Traktatu Wersalskiego?

„Wersal, sobota, 28 czerwca 1919; dzień, w którym podpisano Traktat Pokojowy
Gdy Paderewski pochylił się, żeby złożyć swój podpis, wyszło słońce i zalało salę światłem a w parku rozległ się huk wystrzałów armatnich. Samolot przeleciał nad pałacem a salę wypełnił szum. Był to odpowiedni moment, żeby stać się przesądnym”

(Hugh Gibson -amerykański dyplomata, pierwszy przedstawiciel USA w odrodzonej Polsce)

Slajd IX

Złoty

I gdy naród sposobi się celebrowania kolejnej rocznicy wrześniowej traumy-ostatni dzień miesiąca sierpnia zapisuje się w historii zwycięskim kolorem złota. Choć sytuacja rozegrała się była na srebrnym ekranie „Beryla” czy też „Ametysta”.

Na podłużnym stole stoi butelka wody mineralnej. Na prawo od niej łysiejący smutny pan w okularach i szarym garniturze peerelowskiego urzędnika coś podpisuje z miną skazańca, podczas gdy na lewo ciemnowłosy wąsacz czyni to samo-z miną zwycięzcy, za pomocą pokaźnego długopisu, ozdobionego wizerunkiem Jana Pawła II. W Sali BHP oraz w całym kraju wybucha euforia. Podobnie jak dwa lata wcześniej, gdy 6 października 1978 r. Kardynał Felici ogłosił światu:

– „Habemus Papam! Cardinale Karol Voityla!

Albo gdy rok później samolot Alitalia z papieżem-Polakiem wyląduje na płycie Okęcia.

Lub jak wtedy, gdy Orły Górskiego wywalczyły trzecie miejsce na niemieckim Mundialu a złota drużyna siatkarzy Huberta Wagnera pokonała w Montrealu ZSRR.

I jak wtedy, gdy miesiąc wcześniej inny wąsacz zdobył dla Polski na moskiewskich Łużnikach złoto w skoku o tyczce.

#
Koniec rolki, pusty magazynek. Świta. Czas wyłączyć rzutnik i rozsunąć zasłony. Nawet najsłodsze/najzłotsze wakacyjne wspomnienia nijak się mają do ekscytującego powiewu teraźniejszości i blaskiem świtającej na horyzoncie przyszłości.

„Bije godzina ranna,
Mary znikły: Hosanna!”

(J.Słowacki „Wyjdzie stu robotników”)

 

Łuków; sierpień 2020